Nasze wojaże rozpoczęłyśmy wczoraj o 15. Wyjazd z Krakowa bez problemów, no prawie ;-) Takiej burzy jednak jak nas złapała na "autostradzie" Kraków-Katowice dawno nie przeżyłam. Panowie w czarnym audi którzy chyba za wszelką cenę chcieli Ani (prowadzi) udowodnić, że są lepsi nie ujechali za daleko kiedy się wrąbali w cudną Toyotkę z czterema Holendrami - na szczęście nic się nikomu nie stało, ale z toyotki to już nie wiele będzie. Wrocław przywitał nas pięknym słońcem i doskonałym jedzonkiem w Azylu (Kąty Wrocławskie), który naprawdę warto polecić, zwłaszcza że knajpek przydrożnych w drodze do Niemiec jak na lekarstwo - nie to, co poczciwa zakopianka :-) Do Drezna dojechałyśmy o 20:40 i zaokrętowałyśmy się szybciutko w hotelu i oczywiście udałyśmy się na rekonesans po mieście. Wieczorny spacer - o zgrozo jak to Drezno wygląda poza starówką - zdecydowanie poprawił nam nastrój. Miasto jest spokojne, doskonale skomunikowane nawet nocą. Powrót tramwajem był szalenie wesoły, dawno się tak nie uśmiałam, zwłaszcza że Danusi już pierwszego wieczoru trafił się nieziemski adorator, ale jego cholewek smolenie skończyło się na posyłaniu ukradkowych całusków z odległości dwóch siedzeń tramwajowych :-)
Rano dość dziarsko zabrałyśmy się za śniadanie i już po 9 byłyśmy w Centrum. Zwiedzanie Drezna koncentruje się głównie w obrębie terenu nad Łabą, którego centrum stanowi Zwinger i Theatherplatz. Bez wątpienia Zwinger jest warty polecenia, choć nie jestem fanką baroku, ani tym bardziej Augusta II Mocnego, mówię to z całym przekonaniem. Praktycznie wcale nie czuje się tego, że są to głównie odrestaurowane budowle i efekt jest naprawdę świetny. Galeria Starych Mistrzów pochłania nam niemal dwie godziny, ale jeśli ktoś ma więcej czasu, to zapewniam że można w niej spędzić nawet cały dzień. Podobnie na wystawie porcelany - niesamowite rzeczy tam Niemcy zgromadzili - tak brzydkich porcelanowych psów w życiu nie widzieliście :-) Pogodna nam sprzyja, w przerwie zwiedzania nie mogłam sobie odmówić Sachertorte, choć to nie Wiedeń.
Po doskonałym lunchu fundujemy sobie odpoczynek typowo kobiecy - KAUFRAUSCH :-) Wyniki: tuniczka dla Dany, bluzeczka dla Ani i paczka żelkowych misiów dla nas wszystkich.
Potem udajemy się na spacer zwiedzając kolejno Rezideschloss, Hofkirche i Frauenkirche, zahaczając o Most Augusta i nadłebski deptak. Widoki doprawdy urzekające. Wspaniały monumentalizm i pełen przepychu barok dosłownie kapie z każdego kąta AltStadt. Polecamy zdecydowanie nawet tym, którzy jak ja za barokiem nie przepadają.
Po ośmiogodzinnym spacerze mamy dość i wracamy do hostelu, po drodze zahaczając o budynek ministerstwa finansów i największego złotego konia z jeźdźcem, jakiego możecie sobie wyobrazić - złoto tak wali po oczach, że nie sposób go minąć bez okrzyku, nie powiem jakiego ;-)
Jeszcze tylko dobre niemieckie piwko i zaczynamy wieczorny relaks. Jutro czeka nas niemal 700 km trasy z Norymbergą jako przystankiem.